niedziela, 28 sierpnia 2016

Kaktusowy SAL dla optymistów - część 5.

                Jest potwornie gorąco. Naprawdę, lato kończy się mocnym akcentem... kaktusy wpisują się idealnie w tę pogodę


To już 5 kaktus.  Nie mogę zgrać zdjęć z wcześniejszych etapów, więc dwa końcowe. 
Nie kombinowałam i kupiłam zielenie z rozpiski DMC. Jakość haftowania - bez porównania. 


Amator kaktusów i przyszły właściciel obrazka nie może się już doczekać końca.  Bo marzy mu się kaktusowa ... poduszka. Tłumaczę, że to niezbyt dobry pomysł, bo jak tu spać na kaktusach ? 
A pozostałe kaktusowe cudeńka można zobaczyć  TU.
Miłych ostatnich sierpniowych dni Wam życzę.


Kaktusowy SAL dla optymistów - część 5.

                Jest potwornie gorąco. Naprawdę, lato kończy się mocnym akcentem... kaktusy wpisują się idealnie w tę pogodę


To już 5 kaktus.  Nie mogę zgrać zdjęć z wcześniejszych etapów, więc dwa końcowe. 
Nie kombinowałam i kupiłam zielenie z rozpiski DMC. Jakość haftowania - bez porównania. 


Amator kaktusów i przyszły właściciel obrazka nie może się już doczekać końca.  Bo marzy mu się kaktusowa ... poduszka. Tłumaczę, że to niezbyt dobry pomysł, bo jak tu spać na kaktusach ? 
A pozostałe kaktusowe cudeńka można zobaczyć  TU.
Miłych ostatnich sierpniowych dni Wam życzę.


piątek, 26 sierpnia 2016

Lodowe kolorki po raz drugi.

                    Oglądam właśnie z niejakim przerażeniem zdjęcie mojego dziecka, które stoi w stroju pszczelarza, z dymarką w ręce. Wysłał MMS, znaczy się- żyje, nic go nie użądliło.  Otumanił dymem 43 pszczele rodziny, żeby je można było nakarmić. Bardzo jestem wdzięczna mojej rodzinie, że przygarnęła go na tydzień wakacji, bo niestety zbiorowe formy wypoczynku dla niego nie są możliwe.  I choć jestem nieco przerażona ( i dumna oczywiście), to wiem, że na żadnym obozie czy kolonii pszczół by nie karmił.
                     Pszczoły mnie oczywiście zachwycają - organizacją, pożytecznością, tańcem i pracowitością. Niestety, bardzo się ich boję, żal miałam potworny, że choć miodu nie jadam, to mnie żądlą. Nigdy więc  nie stanęłam przy moim dziadku, kiedy je karmił czy wybierał miód. Zazdroszczę mojemu dziecku tej odwagi.
                     Słodko się zrobiło. Bardzo słodko. A jak ma być słodko, to tylko lody. Czyli zabawa u Danutki.



                     Tym razem wzięło mnie na haftowanie. Potrzebowałam prostego i nieskomplikowanego wzoru, takiego, gdzie nie muszę patrzeć na wykres. I chyba umysł mi zaćmiło, gdy ten wzorek wybrałam - może i było łatwo, ale mozolnie i dłuuugo. Początkowo myślałam, że wykorzystam wszystkie 6 kolorów lodów, ale stanęło na 3 - czekoladowy byłby zbyt intensywny, waniliowy zbyt blady.

                   Nie wiem, jakie kolory widzicie na swoich monitorach, ale tak naprawdę są śliczne i pastelowe. Widzę, że szczególnie po oczach daje tu pistacjowy. Jak dziecko wróci - dam mu komórkę- niech się pobawi znów ustawieniami, bo coś mi przekolorowuję zdjęcia.



          A żeby nie mieć kolejnego haftu "do wykorzystania" w domu - uszyłam sobie poszewkę na jaśka. Tych nigdy nie za dużo.


                       Dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze - jest mi zawsze bardzo miło, gdy tu zaglądacie.

Lodowe kolorki po raz drugi.

                    Oglądam właśnie z niejakim przerażeniem zdjęcie mojego dziecka, które stoi w stroju pszczelarza, z dymarką w ręce. Wysłał MMS, znaczy się- żyje, nic go nie użądliło.  Otumanił dymem 43 pszczele rodziny, żeby je można było nakarmić. Bardzo jestem wdzięczna mojej rodzinie, że przygarnęła go na tydzień wakacji, bo niestety zbiorowe formy wypoczynku dla niego nie są możliwe.  I choć jestem nieco przerażona ( i dumna oczywiście), to wiem, że na żadnym obozie czy kolonii pszczół by nie karmił.
                     Pszczoły mnie oczywiście zachwycają - organizacją, pożytecznością, tańcem i pracowitością. Niestety, bardzo się ich boję, żal miałam potworny, że choć miodu nie jadam, to mnie żądlą. Nigdy więc  nie stanęłam przy moim dziadku, kiedy je karmił czy wybierał miód. Zazdroszczę mojemu dziecku tej odwagi.
                     Słodko się zrobiło. Bardzo słodko. A jak ma być słodko, to tylko lody. Czyli zabawa u Danutki.



                     Tym razem wzięło mnie na haftowanie. Potrzebowałam prostego i nieskomplikowanego wzoru, takiego, gdzie nie muszę patrzeć na wykres. I chyba umysł mi zaćmiło, gdy ten wzorek wybrałam - może i było łatwo, ale mozolnie i dłuuugo. Początkowo myślałam, że wykorzystam wszystkie 6 kolorów lodów, ale stanęło na 3 - czekoladowy byłby zbyt intensywny, waniliowy zbyt blady.

                   Nie wiem, jakie kolory widzicie na swoich monitorach, ale tak naprawdę są śliczne i pastelowe. Widzę, że szczególnie po oczach daje tu pistacjowy. Jak dziecko wróci - dam mu komórkę- niech się pobawi znów ustawieniami, bo coś mi przekolorowuję zdjęcia.



          A żeby nie mieć kolejnego haftu "do wykorzystania" w domu - uszyłam sobie poszewkę na jaśka. Tych nigdy nie za dużo.


                       Dziękuję za odwiedziny i wszystkie komentarze - jest mi zawsze bardzo miło, gdy tu zaglądacie.

piątek, 12 sierpnia 2016

Nierobótkowo - wakacje.

              Co prawda hafty  pojechały ze mną na wakacje, ale jeszcze nie ma co pokazywać. Dlatego dziś nierobótkowo - po prostu ukochany Beskid Niski. Jeździmy tam któryś rok z rzędu i ciągle mamy niedosyt.  Zawsze zostaje coś jeszcze do zobaczenia, zwiedzenia, coś, po co warto wrócić.
              Zdjęć mam całe mnóstwo, duży problem stanowiło, jakie wybrać, jak pokazać to, co najpiękniejsze. I jakie kryterium wybrać. Nie będę przepraszała, że dużo oglądania, ale lojalnie uprzedzam - trochę tego jest. I to nie wszystko, bo nie będzie Biecza, cudnego miasteczka, nie będzie Krynicy, bo znana. Nie będzie też Bochni, Nowego Wiśnicza i Pszczyny -  które po drodze obejrzeliśmy. Nie ma stadniny koni huculskich w Regietowie, większości cerkwi, które obejrzeliśmy, Nowicy - wsi, gdzie jeszcze parę lat temu czas się zatrzymał, Krempnej i mnóstwa cudnych miejsc, do których mam nadzieję wrócić.

Przede wszystkim - będą góry. Ale gdy w górach nie ma pogody, zwłaszcza tych, to można coś zwiedzić. W Nowym Sączu jest świetne Miasteczko Galicyjskie - skansen miejski, odtwarzający XIX w rzeczywistość.




Jest tam przedstawiony warsztat  zegarmistrza,  gabinet dentysty, sklep z antykami, karczma,  zakład fryzjerski, apteka (przeniesiona z Krynicy)...



.... zakład żydowskiego krawca i jego mieszkanie, warsztat szewski, drukarnia, sklep kolonialny (na produktach można było zobaczyć nazwy działających do dziś firm).




Gdyby było mało - to można zobaczyć rynek Starego Sącza, który gdyby nie parkujące na nim samochody, mógłby sam być skansenem



i oczywiście klasztor św. Kingi



Zresztą, problem parkujących na ryneczkach miasteczek samochodów jest powszechny - ile się trzeba było namęczyć ,żeby zrobić choćby takie zdjęcie Grybowa



Bardzo urokliwe miasto znajduje się też po drugiej stronie granicy, na Słowacji -  to Bardejov. Jak się dowiedzieliśmy, niegdyś wzbogacone na handlu, mocno zubożało w XVII w - i na szczęście mieszkańcy nie mieli pieniędzy na przebudowy, dzięki czemu ocalało w prawie niezmienionym układzie. Ocalały też częściowo średniowieczne mury.





                          Mój mąż podąża szlakiem pierwszowojennych cmentarzy - bitwa Gorlicka to jedna z najbardziej krwawych bitew tej wojny na naszych ziemiach, pozostawiła po sobie, prawie w każdej miejscowości, kwatery poległych żołnierzy.
Część jednak z cmentarzy było budowanych w wyjątkowych miejscach,  starannie zaprojektowane, jako symbole bezsensu wojny i potęgi C.K. monarchii . Co ciekawe, nie ma na nich podziału na kwatery ze względu narodowość.
Najpiękniejszy z nich (jeśli tak można napisać o tak smutnym miejscu), znajduje się na szczycie Rotundy (771 m n.p.m.)



Te prawie 100 lat temu wycięto tam wszystkie drzewa, tak, ze stanowił punkt widokowy i był widoczny z daleka. Wieże (było ich pięć) są odbudowywane przez fundację w Warszawy, która u stóp góry ma swoją bazę.



Inny piękny, też zaprojektowany przez Dušana Jurkoviča znajduje się na Przełęczy Małastowskiej, niedaleko od najstarszego schroniska i posiada kaplicę, do której nie ma wejścia - przestrzenią sacrum ma być teren całego cmentarza.



W małej Staszówce, też na szczycie, zbudowano cmentarz dla 700 poległych, z niesamowitymi,  czterema 15 metrowymi pylonami. By zobaczyć krzyż, trzeba stanąć pomiędzy nimi i spojrzeć w niebo.

 

    Beskid Niski to przede wszystkim szlak architektury drewnianej. Mnóstwo tam połemkowskich cerkwi, więc tak szybciutko tylko migawki:
Kwiatoń


fragment ikonostasu



Brunary Wyżne  z żyrandolem ufundowanym ponoć przez babcię Cyrankiewicza




gdzie pozwolono nam zajrzeć za ikonostas.




Cerkiew w Czarnem


Wyjątkowy jest też drewniany kościół  pw. św. Michała Archanioła z XVIII - czy barok kojarzy się Wam z drewnem ?  Mnie do tej pory tylko z marmurem.
Kościół z zewnątrz wyróżnia się tylko szerokością - widać, że ma nawy,



ale wewnątrz....



niesamowite, prawda ? Można bez marmurów ?



I by dopełnić jeszcze wędrówek po budynkach sakralnych - synagoga z Bobowej (klucz u fryzjera),




remontowana przez chasydów z Nowego Jorku




No tak, ale my tam jeździmy przede wszystkim w góry. Najpierw Ciężkowice, dość popularne miejsce, z świetnymi skałkami.






                                     A teraz pozostałe widoki z  szlaków i drogi. Szlaki są łatwe, przyjemne, puste...  niesamowicie puste -  gdy szliśmy na Rotundę, spotkaliśmy  jakieś siedem osób, na szlaku granicznym, Maślanej górze - nikogo. Po prostu nikogo.

                A żeby jeszcze lepiej poczuć atmosferę i przestrzeń, to zachęcam do posłuchania genialnej   muzyki Lorenca z "Wina truskawkowego". Film realizowano oczywiście w Beskidzie Niskim (choć trochę bardziej na wschód od pokazywanych okolic), na podstawie prozy Stasiuka (który Beskid zna od podszewki,bo tam mieszka).




Zalew Klimkówka





Szlak graniczny


Maślana góra.





Zdynia, droga na Rotundę













Blechnarka





I rzeka Ropa blisko swego początku

nieco dalej



i w tym samym miejscu po ulewie





Gratuluje tym, co wytrwali. I życzę równie pięknych wakacyjnych wspomnień.